Sobota, 27 kwietnia 2024.

Na wtorek 5 listopada 2019 r. razem z kolegami oraz Panem Profesorem Franciszkiem Malczewskim zaplanowaliśmy wspólną zagraniczną wyprawę o charakterze wolontaryjnym, do Lwowa.
Kilka dni przed wyjazdem uczniom naszej szkoły udało się zebrać bardzo dużo przedmiotów codziennego użytku, które zostały przeznaczone dla potrzebujących Polaków na Ukrainie. Wielość darów mnie zaskoczyła. Wieczorem 4 listopada wszystko zapakowaliśmy i przewieźliśmy do Warszawy Centralnej, skąd prezenty ruszyły w dalszą drogę busem. Następnego dnia około godziny szesnastej wsiedliśmy do pociągu, który zabrał nas do Lubartowa. Podróż przebiegła w miłej atmosferze, głównie dzięki sympatycznym i zabawnym rozmowom. Po dotarciu na miejsce zostaliśmy serdecznie ugoszczeni w miejscowym liceum, po czym wybraliśmy się na wspólną kolację. Zapoznaliśmy się tam z prowadzącą całą akcję Panią Justyną oraz dwiema sympatycznymi dziewczynami – Alą i Madzią.
Pomimo tego, że w nocy „złapałem” maksymalnie dwie godziny snu, rano byłem niezwykle entuzjastycznie nastawiony do dalszej podróży. Wkrótce poznaliśmy resztę grupy i wyruszyliśmy w dalszą podróż autokarem. W trasie nadrobiłem zaległości z nocy, tak więc trudno mi ją opisać ze szczegółami. Zatrzymaliśmy się w Zamościu na posiłek i ruszyliśmy na granicę polsko-ukraińską. Przeprawa przebiegła w miarę sprawnie i wkrótce jechaliśmy już po ukraińskich drogach. W oczy od razu rzuciła mi się różnica pomiędzy naszymi krajami. Ukraina niestety nie jest bogata, co widać np. po słabym stanie dróg oraz wyglądzie domów. Naszym pierwszym przystankiem było uzdrowisko w Brzuchowicach. Przebywają tam osoby starsze, pośród nich wiele osób o polskich korzeniach, wymagających stałej opieki.
Razem z kolegami, Krzyśkiem i Maksem, miałem okazję porozmawiać z byłym nauczycielem pochodzenia polskiego. Zaskoczyła mnie pasja, z jaką opowiadał o swojej przeszłości; nawet jeśli czasami nie mogłem zrozumieć wszystkich słów, które do mnie kierował, to zawsze udawało mi się domyślić, o czym mówi. Nasz rozmówca był bardzo szczęśliwy z powodu prezentu zawierającego różne słodkości, jednakże czułem, że największą przyjemność sprawia mu nasza obecność. Cieszę się, że mogłem poświęcić trochę swojego czasu, aby go uszczęśliwić. Nikt nie lubi pożegnań, ale niestety trzeba było ruszać w dalszą drogę. Wieczorem dojechaliśmy do hotelu, gdzie po zameldowaniu udaliśmy się na kolację. Ze względu na zmęczenie po całym dniu podróży wkrótce potem poszliśmy spać.
Następnego dnia odwiedziliśmy przedszkole, gdzie przeprowadziliśmy warsztaty dla dzieci. Mieliśmy okazję pobawić się z tymi wspaniałymi maluchami i nieco się powygłupiać. Punktem kulminacyjnym dnia okazała się wizyta we lwowskim domu dziecka. Poznaliśmy tam maluchy, które nie mają rodzin albo których rodziny są zbyt ubogie, żeby je utrzymać. Zapewniliśmy im rozrywkę (zawody sportowe oraz taniec). Potem miałem okazję porozmawiać z jedną z pań pracujących w ośrodku. Wytłumaczyła mi, że niestety pomimo chęci zapewnienia będącym tam dzieciom godnych warunków życia, nie jest to łatwe zadanie w ukraińskiej rzeczywistości. Wizyta w sierocińcu wprowadziła mnie w stan melancholii i zadumy. Pomimo pomocy, jaką udało nam się zaoferować, wszyscy byliśmy przygnębieni tym, jak okrutne potrafi być  życie.
W piątek odwiedziliśmy lwowski oddział Caritasu, gdzie przez niemalże dwie godziny pomagaliśmy pakować świece, z których dochód ma być przeznaczony dla potrzebujących. W trakcie pracy poznałem autystyczną dziewczynkę – Martę. Pomimo choroby przez cały czas była uśmiechnięta i próbowała pomóc mi na tyle, na ile to było możliwe. Jej zaangażowanie doprawdy mnie wzruszyło.
Na koniec odwiedziliśmy Towarzystwo Kultury Polskiej Ziemi Lwowskiej, gdzie miałem okazję porozmawiać z mieszkającą we Lwowie Panią Walentyną (którą to – nawiasem mówiąc – kilka razy błędnie nazwałem Walerianą oraz Wenezuelą). Nasza konwersacja była bardzo miła, dowiedziałem się wielu ciekawych rzeczy o Lwowie oraz sytuacji ludności polskiej na Ukrainie. Tak zakończył się piątek.
Ostatni dzień został przeznaczony na zwiedzanie miasta. Zobaczyliśmy Cmentarz Łyczakowski, lwowski rynek oraz wiele innych ciekawych miejsc, które dokładniej opiszę w listopadowym wydaniu naszej szkolnej gazetki. Po wspomnianych atrakcjach ruszyliśmy w drogę do domu, a ja nareszcie mogłem się wyspać.

Zobacz galerię zdjęć

Wyjazd do Lwowa był wspaniałą wycieczką, przyniósł nam wielką satysfakcję oraz tony pozytywnej energii. Nie da się opisać, jak wspaniałe  uczucia daje pomoc drugiemu człowiekowi. Wiele się przy tej okazji nauczyłem, każdego więc szczerze zachęcam do brania udziału w takich akcjach.

Piotr Jądrzyk – szczęśliwy wolontariusz

 

Wspieramy Polaków we Lwowie